czwartek, 13 grudnia 2012

Rozdział III

Moje przemyślenia przerwał głos władcy.
-Dziękuję ci za wizytę, do zobaczenia- powiedział.
-Powiedziałeś mi już wszystko, co miałam wiedzieć?
Nie, to było zdecydowanie za mało.
-Tak, to wszystko. Teraz idź do swojej komnaty, zjedz coś, odśwież się, ubierz się odpowiednio. Niedługo wyruszamy- odpowiedział władca.
-Już? Myślałam, że minie trochę czasu zanim się tam wybierzemy.
-Mówiłem ci już, Loyre, mamy mało czasu. Musimy się spieszyć.
-Dobra. Daj mi kilka minut, zaraz będę gotowa.
Władca skinął głową i rozkazał odprawić mnie do mojego tymczasowego lokum.
Znów znalazłam się w towarzystwie pokojówki, która wcześniej przygotowywała mnie do spotkania z władcą. Znów siedziała przy ścianie na fotelu i znów się mi przyglądała.
Nie lubiłam tego spojrzenia. Zbyt zaciekawione i badawcze. Służka nie odezwała się ani słowem, tylko podeszła do mnie, chwyciła mnie za rękę i zaprowadziła do pokoju znajdującego się naprzeciw mojego. Weszliśmy do środka nieznanego mi pomieszczenia.
Zobaczyłam kolorowy pokój, z mnóstwem luster i jedną, wielką szafą na środku. Odnotowałam, że owa sala jest zabarwiona na: jasno i ciemno zielono, fioletowo, biało, a w niektórych miejscach też na wyblakły róż.
Służka otworzyła szafę, a ja zauważyłam w niej mnóstwo szmatek, które przypominały suknie. Jednak Derin ominęła wszystkie te szykowne kreacje i sięgnęła, ku mojemu zadowoleniu, po zwykłą czarną koszulę i szare spodnie. Położyła ten jakże wspaniały strój na krzesełku, którego wcześniej nie zauważyłam. Może to, dlatego, że uprzednio go tutaj nie było. Ciekawe skąd się wzięło.
Służąca wysunęła szufladę w dole szafy i wyjęła z niej buty.
-Siadaj- powiedziała do mnie wskazując na krzesło stojące przed największym z luster.
Miałam ochotę wypytać ją o wszystko, ale postanowiłam nic nie mówić. Grzecznie usiadłam na wskazanym miejscu i pozwoliłam Derin przygotowywać mnie do wyprawy. Swoja drogą, ciekawe jak minie ta cała podróż i czy uda nam się zrealizować zamierzenia władcy. Gwiazda Życia, ośmioramienna. Tak, intrygujące, ale jednocześnie boję się. Wygląda na to, że nie będzie to świetna zabawa, tylko walka o życie. I to nie tylko swoje- o życie wszystkich. Ja ratująca społeczeństwo? To coś nowego.
Derin czesała moje włosy, szło jej to lżej, bo już poprzednim razem dobrze je wyszczotkowała. Później kazała mi ubrać przyszykowany strój.
-No! Gotowe - powiedziała.
-Idziemy do władcy?- zapytałam.
-Nie. Pan sam po panienkę przyjdzie. Chodźmy do twojej komnaty.
Już więcej się do siebie nie odezwałyśmy. Derin gdzieś poszła a ja siedziałam niecierpliwa na fotelu, tam, gdzie zwykle siedzi służka.
Miałam widok na korytarz, ponieważ Derin zostawiła otwarte drzwi. Zobaczyłam służkę wchodzącą do pokoju i prowadzącą ze sobą władcę.
-Jesteś gotowa?- zapytał mnie władca.
Pokiwałam twierdząco głową.
-Dobrze- odparł- Chodź.
Szliśmy teraz korytarzem mijając wiele sal, chodziliśmy krętymi schodami i tasiemcowatymi korytarzami. Wchodziliśmy do niektórych pomieszczeń po to, żeby po chwili wyjść z nich drzwiami po drugiej stronie i wejść w kolejny korytarz. A to wszystko po to, aby dostać się do bramy wyjściowej. Gdybym ja była tu władcą zarządziłabym pousuwać kilkanaście korytarzy i lepiej je oświetlić. Większość była tak ciemna, że nie mogłam nawet dostrzec idącego przede mną władcy. Jeśli ktoś ustawiłby mi na drodze belkę pewnie nie zauważyłabym jej i przewróciła się. Na szczęście nikomu ten pomysł nie przyszedł do głowy i bezpiecznie dotarłam do wyjścia. No tak, królestwo był pod ziemią. Zamiast jasnego blasku słońca i darów natury widziałam tylko wykopane podziemne tunele. Co dopiero wyszłam z ciemnych korytarzy to teraz muszę iść ciemnym tunelem. Cudownie. Kiedy wreszcie wyłoniliśmy się stamtąd zobaczyłam przed sobą... Ojej! Co to jest?
Zobaczyłam wielgaśny kocioł czy coś na podobiznę kotła a nad nim unosiła się zielona mgła. Tak samo zielona jak i płyn, który się znajdował w środku gara. Pachniało okropnie i nie wiedziałam, co my tam robimy. Spojrzałam pytająco na władcę.
-Żeby przenieść się na powierzchnię ziemi musimy się z niego napić- odpowiedział domyślając się, że nie wiem, o co chodzi.
-Co?!- prawie krzyknęłam.
Mam się napić tego świństwa?! On chyba żartuje! Już wolę zostać tutaj.
-Nie ma mowy- powiedziałam.
-Pij- powiedział władca podając mi dzbanek z płynem nabranym z kotła.
-Nie, nie wypiję tego.
-Musisz. Inaczej zostaniesz tutaj, a stąd nikomu nie pomożesz.
Z wstrętem wzięłam od władcy kubek z cieczą i krzywiąc się przy tym napiłam się z niego. Miałam ochotę zwymiotować i pozbyć się z żołądka tego okropieństwa. Smakowało jak odchody jakiegoś zwierzęcia i kto wie czy nie było właśnie z tego zrobione. Było gorzkie, cierpkie i strasznie piekło. Krztusiłam się i obiecałam sobie, że następnym razem nie wezmę tego do ust, nawet pod groźbą śmierci.
-Wiem, że najlepiej to nie smakuje, ale bez tego się nie wydostaniemy- powiedział władca, po czym nabrał tej okropnej substancji dla siebie.
Wypił. Tak po prostu to wypił. Nawet się nie skrzywił, podczas gdy ja chciałam wypluć swój żołądek. Bez żadnego grymasu. Jak on to zrobił?
Władca rzucił naczynie gdzieś do tyłu i chwycił moją rękę. Poczułam jakby ziemia się rozsuwała, jakby pode mną rozciągała się przepaść. Jakbym w nią wpadała, miałam wrażenie, że lecę w dół. Głowa zaczęła mnie boleć, wszystko zdawało się wirować. Nie mogłam objąć otaczającego mnie widoku wzrokiem. Wszystko wirowało, kręciło się, rozmazywało się. W pewnym momencie już nic nie widziałam, nic oprócz ciemności. Zrobiło mi się gorąco, żarliwie, paliłam się. Zdawało mi się, że się palę. Kręciło mi się w głowie, nie mogłam złapać oddechu. Nie mogłam skupić myśli. Nie mogłam powiedzieć, co się dzieje. Miałam korki w uszach, nie słyszałam niczego. Nie czułam już dotyku władcy na mojej dłoni. Nie rozumowałam już. W mojej głowie była pustka. Zero wniosków, zero wspomnień, zero głosów, nic. Pustka.
Nagle wszystko zniknęło. Ni stąd ni zowąd pojawił się obraz świata. Słońce, las, góry, strumień, trawa, jaskinie, ziemia. Próbowałam złożyć myśli do kupy, zaczęłam już kojarzyć fakty. Odzyskałam moje zmysły. Widziałam wszystko wyraźnie. Wędrowałam wzrokiem po całej okolicy szukając władcy, jednak nigdzie go nie widziałam. Byłam sama w miejscu, w którym wylądowałam pierwszego dnia pobytu w Krainie Ciemnych Dusz. Odnalazłam źródełko, z którego piłam. Znalazłam jaskinię, w której spałam. Zauważyłam las, w którym zamierzałam polować. Zobaczyłam wielkie drzewa, które mnie przerażały. Jednak władcy nie dostrzegłam. Nigdzie go nie widziałam. Jeszcze będę musiała go szukać. Wszystko, tylko nie to, proszę. Gdzie ja go tutaj znajdę? Nie znam okolicy. Może władca sam mnie znajdzie. Ja sobie tutaj poczekam. Nie, nie wytrzymam tak bezczynnie czekać. Idę naprzód, gdziekolwiek, w końcu gdzieś dojdę. A czy w tym miejscu spotkam władcę, tutaj powstaje problem. Może los sprawi mi miłą niespodziankę. Na to właśnie liczę. Na szczęśliwy zbieg okoliczności, które sprawi, że dołączę do monarchy. Zresztą, to jego kraina, chyba ma nad nią jakąś władzę. Rozkaże jej przyprowadzić mnie do niego. W sumie ziemia nie słucha rozkazów, ale co tam, jeśli się tu znalazłam za pomocą tak niezwykłej magii to wszystko jest możliwe. Nawet odnalezienie się na takim terenie.
Pomimo tego, że ciągle szłam przed siebie to krajobrazy się nie zmieniały. Ciągle widziałam oślepiające słońce, wysokie drzewa i ciemny las. A może widok nie robił mi już różnicy. Chciałam znaleźć władcę tej nadto dziwnej krainy. Tak, bardzo tego chciałam. Potrzebowałam go teraz, potrzebowałam jego pomocy.
-Co ty tutaj robisz, Loyre?- usłyszałam za sobą czyjś głos.
Obróciłam się do tyłu.
-Jeean?! Pytanie brzmi: co ty tu robisz?!
Nie wierzę własnym oczom.
-Zostałem wezwany przez Pana Krainy Ciemnych Dusz. Prosił mnie o pomoc w poszukiwaniach Gwiazdy Życia- odpowiedział.
-Mnie też prosił.
-A gdzie on jest?- zapytał.
Chciałabym to wiedzieć.
-Szukam go. Zniknął gdzieś.
-Chodźmy.
Poszliśmy w kierunku gór. Słońce mocno grzało i było oślepiające. Trochę to dziwne jak na Krainę Ciemnych Dusz. Byłam już zmęczona, długo wędrowałam, a to i tak nie przyniosło żadnych sukcesów.
-Tak go nie znajdziemy- odezwał się w końcu Jeean- użyj swoich mocy.
-Nie mam takich mocy.
-Pani Gwiazd może wszystko.
-W takim razie jak?
-Sama wiesz jak.
-Dobra, mogę spróbować, ale nic nie obiecuję.
Odsunął się o kilka dużych kroków w tył, dając mi pole do popisu. Zawsze można spróbować. Zamknęłam oczy i zaczęłam intensywnie myśleć. Wyciągnęłam ręce do przodu, jak to widziałam w filmach fantasy. Zaczęłam wiązać wyrazy w zdania przypominające zaklęcia. Niestety, żadne z nich nie zadziałało. Usilnie próbowałam się skupić.
-Nic z tego nie będzie- powiedziałam do Jeean'a.
-Jesteś zbyt słaba.
-To co robimy?
-Wezwij Peur'a.
-Jak mogę go wezwać?
-Tak jak zawsze to robisz.
Peur, potrzebuję cię. Możesz, z łaski swojej się tutaj pojawić, aby mi pomóc?- pomyślałam.
Jak w mgnieniu oka Peur pojawił się przede mną. Nie wiedziałam, że mogę go wzywać wtedy, kiedy chcę.
-Czego chcesz?- zapytał.
Chyba nie był zbyt zadowolony z tego, że przerywam mu zabawę.
-Gdzie jest władca?- zapytałam.
-A skąd ja mam to do diabła wiedzieć?
-Nie pilnujesz braciszka?
Spojrzał na mnie zdziwiony, że wiem.
-Nie, mam ważniejsze sprawy- odpowiedział.
-Na przykład?
-To bez znaczenia. Potrzebujesz mnie jeszcze?
-Tak. Sprowadź tu władcę.
-Przecież sama możesz to zrobić.
-Ty to zrób!
Peur przygotowywał się do wypowiedzenia swoich zaklęć, a ja stałam z boku przyglądając się uważnie jak to robi. Być może przyda mi się ten trik w przyszłości.
Nie było to takie łatwe. Nie rozumiałam ruchów Peur'a. Najpierw wymachiwał rękoma we wszystkie strony, a później szeptał coś w niezrozumiałym języku. Jego czary zdziałały cuda i już po chwili władca się zjawił.
Spojrzał na Peur'a z brateńczą miłością. Ten za to odpowiedział mu nienawistnym spojrzeniem i zwrócił się do mnie.
-Zrobiłem to, czego chciałaś. Mogę już odejść?
-Tak- powiedziałam.
-Czekaj, braciszku- zawołał władca- Będziesz jeszcze potrzebny.
-To Loyre decyduje, nie ty. Pozwoliła mi odejść.
Zaraz, zaraz. Tak, ja decyduję. Trzeba zbadać sytuację.
-Zaczekaj Peur- powiedziałam - Po co chcesz żeby został?- zwróciłam się do władcy.
-Przyda nam się. To idealny pomocnik w wyprawie po Gwiazdę Życia.
-Szukacie Gwiazdy Życia?- wtrącił się Peur- Dlaczego nikt mnie o tym nie powiadomił? Jestem odpowiedzialny za ciebie, Loyre. Nie pójdziesz tam beze mnie.
-Daj spokój, poradzę sobie. Nie jestem dzieckiem.
-Właśnie widzę.
Posłałam mu nienawistne spojrzenie i ruszyłam przed siebie. Za mną poszli kolejno władca, Jeean i... Peur. Weszliśmy do lasu. Panował tam taki gąszcz, że ledwie przedzierałam się przez zarośla.

10 komentarzy:

  1. Twój blog został zareklamowany.
    twoj--blog.blogpsot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, na drodze sa prawdziwi debile... Ciesze się, że w końcu od dłuższego czasu moge napisac komentarz po polsku, bo tak to cały czas pisze albo po angielsku, albo po hiszpańsku, albo po francusku, albo po portugalsku.. prawdziwa męczarnia, lecz na szczęście z pomoca przyszedł google tłumacz... ;p

    wesołych świąt.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział ..mam kilka zastrzeżeń ale i tak się wspaniale czyta ..oj wpadnę tu wpadne ...a kiedy następny ???

    ZAPARASZAM !!!!!!! demordie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się. A jakie masz zastrzeżenia? Podziel się, postaram poprawić.
      Następny rozdział, no myślę jeszcze kilka dni. W sumie duża część rozdziału jest już gotowa, ale zanim wymyślę ostatnią część i zrobię poprawki, trochę potrwa, ale niedługo.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  4. OM...om... <3 Świetne masz to opowiadanie, jednak tak samo jak Weronika mam kilka zastrzeżeń, ale cały ten rozdział i tak jest przecudowny !

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajne opowiadanie ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super blog i bardzo ciekawe opowiadanie ! ;)
    Bede wpadać ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz ♥
Proszę o nie zostawianie linku do swojego bloga czy czegokolwiek innego w komentarzu, ponieważ do tego służy zakładka 'Spam'.