piątek, 23 listopada 2012

Rozdział I

Dzyń, dzyń, dzyń. Cholerny budzik! Zawsze dzwoni w nieodpowiednich momentach. Spojrzałam na zegar- 6.00. Nie miałam wyboru, musiałam wstać i zacząć nowy dzień. Wygramoliłam się niechętnie z łóżka i poszłam do łazienki. Musiałam się odświeżyć. Po zimnym prysznicu ubrałam się i zajrzałam do mojej lodówki. Znalazłam tam przeterminowany ser i kawałek zimnej pizzy z wczoraj. Tak, miałam napełnić lodówkę. Szybko zjadłam pizzę, przygotowałam się i wyszłam z domu. Trzeba było kupić w końcu jakieś jedzenie, od tygodnia moja lodówka świeciła pustką, a ja zamawiam tylko pizzę i inne dania gotowe. Poszłam do pobliskiego sklepu z artykułami spożywczymi. Nie było tam dużego wyboru, ale nie chciało mi się jechać do supermarketu. Kupiłam kilka produktów i wróciłam do domu.
Spojrzałam na zegarek, widniała na nim godzina 16.30. Już? Niemożliwe.
Nie miałam nic do robienia w domu. Ogarnęłam się i poszłam w jakieś ciekawsze miejsce.

--------------------------------------------


Nie ma nic lepszego od beztroskiego spędzania czasu w zatłoczonym barze, w którym nikt nie zwraca na ciebie uwagi. Siedziałam tam już od...oh, żebym ja tylko wiedziała jak długo. Ale po co miałam to wiedzieć? Nie miałam po co wracać do domu, nie miałam do kogo. Wolałam siedzieć w barze i rozglądać się za okazją do zapewnienia sobie rozrywki.
-Jeszcze jeden kieliszek, panienko Loyre?- usłyszałam znajomy głos barmana.
Jakże mogłabym odmówić?
-Bardzo chętnie, Ericu- odpowiedziałam.
-Wiedziałem, że nie odmówisz- powiedział zadowolony.
-Skąd ty mnie tak dobrze znasz?- to było pytanie retoryczne, nie oczekiwałam odpowiedzi. Eric wiedział o mnie więcej niż ktokolwiek inny. Mówiłam mu o wielu sprawach. To dziwne, ale ufałam mu. Mam nadzieję, że nie będę musiała tego żałować. Nigdy do końca nikomu nie zaufałam, ale czułam, że mogę powierzyć Erickowi chociaż część mojego życia. W sumie pamiętam tylko niektóre wydarzenia z ostatniego tysiąca lat z mojego długiego życia. Nie obchodziło mnie to, chociaż czasem zastanawiam się kim byłam jako mała dziewczynka. Czy miałam rodziców? Już pogodziłam się z tym, że nigdy nie poznam odpowiedzi na te pytania. Mniejsza o to, najważniejsza jest teraźniejszość.
-Proszę- powiedział Eric jak zwykle z uprzejmością podając mi kieliszek z napitkiem.
Nie odpowiedziałam nic, nie miałam zwyczaju dziękować, po prostu wzięłam i opróżniłam kieliszek.
-No cóż, Ericu, miło jest spędzać u ciebie czas, ale muszę załatwić jeszcze kilka spraw- powiedziałam w końcu.
-Tak, wiem, że nie masz zamiaru nic już robić, chcesz po prostu wyjść z baru. Do zobaczenia- odpowiedział.
Cholera, skąd on tyle wie? Przy nim nie musiałam kłamać, bo wiedziałam, że i tak zna prawdę.
-Cześć!- krzyknęłam stojąc już przy wyjściu.
Eric podniósł rękę do góry i pomachał mi nią na pożegnanie, zrobiłam to samo.

--------------------------------------------


Wyszłam z baru na ulicę. Szłam wolno bacznie lustrując otoczenie. Okolica, w której mieszkałam nie była zbyt bezpieczna, dlatego też musiałam być czujna. W sumie nie musiałam, bo dzięki moim mocom mogłam wyczuć i zidentyfikować każdego. Ale z przyzwyczajenia uważałam.
-Nawet się do mnie nie odezwiesz?- zapytał Peur idąc za mną.
-Nie wiedziałam, że tutaj jesteś- skłamałam.
-Daj spokój. Możesz wyczuwać ludzi, ja to wiem.
-Czego chcesz?- zapytałam ironicznie.
Przecież czegoś musiał chcieć, inaczej nie zawracałby mi głowy. Tylko czego tym razem?
-Mam do ciebie pewną sprawę- zaczął.
Ha! Wiedziałam! Kolejna przysługa, jestem ciekawa kiedy mi się za to wszystko odwdzięczy. Chyba wiem kiedy: nigdy.
-Domyśliłam się.
-Musisz coś zrobić- powiedział.
-Po pierwsze nic nie muszę, a po drugie niby co miałabym zrobić?- odparłam.
-Jest pewien facet, chciałbym abyś się z nim spotkała.
-W jakim celu?
-To twój brat- powiedział Peur.
Jaki brat? To ja mam brata? Nie, niemożliwe, nie mogłam mieć brata, a przynajmniej nie biologicznego. Czy to w ogóle możliwe? W mojej głowie pojawiła się nowa nadzieja.
Nadzieja- nie wiedziałam jakie to uczucie mieć nadzieję. Nigdy jej nie miałam, zawsze ważne były tylko fakty, zawsze otrzymywałam to czego chciałam, a jeśli tego nie otrzymywałam to zabierałam to sama. A teraz wierzyłam w to, że mogę posiadać rodzinę. A może mój brat zna moich rodziców, może i ja ich poznam?
-Brat?
-Tak- powiedział.
To jedno na pozór banalne słowo, a dla mnie znaczyło tak wiele.
-Dobrze. Mogę się z nim spotkać- odpowiedziałam jakbym się tym w ogóle nie przejęła.
Nie musiałam ukrywać swoich emocje, Peur i tak wiedział co czuje wewnątrz.
Mogę się z nim spotkać? Ja pragnę się z nim spotkać, pragnę go poznać. Jestem ciekawa kim jest, czy jest taki jak ja, a może zupełnie inny?
-Cześć- powiedział Peur i zniknął zanim zdążyłam odpowiedzieć. Wiedział, że potrzebuję spokoju, czasu na przemyślenia.

--------------------------------------------


W nocy nie mogłam zasnąć. Moje myśli mi na to nie pozwalały. Kręciłam się z boku na bok. Prosiłam wszystkich Bogów żeby się nade mną zlitowali. W końcu uświadomiłam sobie, że ze spania tej nocy nic nie będzie. Wstałam z łóżka i włączyłam swojego laptopa. W zasadzie to nie miałam nic do sprawdzenia, ale chciałam zająć moje myśli czymś innym. Udało mi się. Po godzinie poczułam się zmęczona. Spojrzałam na zegarek- widniała na nim godzina 5.30. Zostało mi w prawdzie trzydzieści minut snu, ale i tak postanowiłam się położyć. Zasnęłam.

--------------------------------------------

Zadzwonił budzik. Pora na wstanie i rozpoczęcie następnego dnia. Dnia, w którym miałam poznać członka mojej rodziny, której nigdy nie miałam. Oh. Wstałam z łóżka i powolnym krokiem poszłam do łazienki. Szybko zrobiłam wszystkie poranne czynności.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Wstałam z fotela i pobiegłam otworzyć.
W drzwiach stała wysoka, młoda czarnowłosa kobieta. Kim była? Nie wiem, nie znałam jej. Nigdy wcześniej nie miałam okazji jej spotkać.
-Witam- odezwała się- Nazywam się Kate, Peur mnie przysłał. Mam zabrać cię na spotkanie z panem Jeean'em.
Oczywiście. Peur nie mógł się osobiście pofatygować tylko wysłał do mnie jakąś lalusię. No tak, nie pozostawało mi nic innego jak pójście z nią.
-Jasne. Możemy iść- powiedziałam do niej.
Kobieta obróciła się plecami do mnie i ruszyła w stronę schodów. Poszłam za nią.
Wreszcie dotarliśmy na miejsce. Nie tego się spodziewałam. Liczyłam raczej na jakiś stary, zaniedbany budynek, z dziurami w murach, wszechobecnym brudem i szczurami. Zamiast tego ujrzałam elegancki, duży budynek, wyglądający na bogato urządzony. Było tam schludnie i spokojnie.
Czarnowłosa zaprowadziła mnie na najwyższe piętro tego budynku. Zapukała do dużych, zielonych drzwi. Za kilka minut drzwi się otworzyły. Stał w nich wysoki brunet, kiedy tylko nas zobaczył uśmiech pojawił się na jego ustach.
-Dobra robota- powiedział do Kate- Witam, panno Loyre- tym razem zwrócił się do mnie- Zapraszam do środka.
Ruchem ręki wskazał na mały pokój po prawej stronie. Było to naprawdę małe pomieszczenie. Stał tam stół i cztery krzesła. Chłopak zachęcił nas do zajęcia miejsca na jednym z nich.
-Nazywam się Jeean- powiedział do mnie- witam cię, Loyre w moim domu.
-Czy my się znamy?- zapytałam.
-Znaliśmy się tysiące lat temu, ale już pewnie tego nie pamiętasz- odpowiedział.
-Kim jesteś?
-Pomyśl- powiedział.
Oh! Nienawidzę tajemniczości. Czy nie mógł po prostu odpowiedzieć mi na tak proste pytanie? Nie znam go, nie przypominam sobie żebym kiedykolwiek go znała.
-Nie wiem kim jesteś.
-Jestem twoim bratem- powiedział wreszcie.
Bratem, bratem, bratem, bratem, bratem! Cholera! Był moim bratem? Dlaczego go nie pamiętałam? Dlaczego nie rozpoznałam go? I gdzie był przez te ostatnie tysiące lat? Zadawałam sobie w mojej głowie mnóstwo pytań, ale nie potrafiłam na nie odpowiedzieć. Brat. Gdzie był?
-Nie mogłem być przy tobie- powiedział, jakby wiedział o czym myślę.
Kolejna osoba potrafiąca czytać w myślach? Nawet swoich własnych myśli nie mogę zachować dla siebie.
-Gdzie byłeś? Tysiące lat, nie wiem ile już ich minęło. Skoro jestem twoją siostrą dlaczego cię przy mnie nie było? Dlaczego kazałeś mi być samą tak długo?
-Nie byłaś sama- odpowiedział spoglądając na Peur'a. Nawet nie zauważyłam kiedy pojawił się w pomieszczeniu.
-Kazałeś mu mnie pilnować? Mogłeś się lepiej postarać- powiedziałam.
Nie wybrał dla mnie najlepszego przyjaciela. Znałam wiele bardziej serdecznych i szczerszych osób.
Uśmiechnął się szczerze.
-Wybrałem dla ciebie najlepsze co mogło być.
Hahaha. Dobre sobie. Peur miał być najlepszą osobą jaką mógł wybrać? Ten wredny, egoistyczny, nie dbający o nikogo, kłamliwy i opryskliwy szczur? Naprawdę, już gorzej nie można było trafić.
-Widzę, że nie pałacie do siebie zbyt wielką miłością- powiedział, gdy zobaczył moją minę- Trudno.
Trudno? Czego on oczekiwał, że pokocham Peur'a, że zostaniemy najlepszymi przyjaciółmi? Nienawidziłam go i wiedziałam, że on mnie także nie znosi. Czy na pewno?
Tak, byłam tego pewna.
-Będziemy tak siedzieć i rozmawiać o Peur'u?- zapytałam.
Miałam już dość Peur'a. Poza tym brat, którego spotykam po tylu latach z pewnością ma mi wiele do opowiedzenia. Jeśli nie wyznaje takiej zasady jak wszyscy inni, których znałam: Wszystko, co wiem zachowuję dla siebie.
Dlaczego nikt nie jest ze mną szczery? A gdy myślę, że jest to potem się okazuje, że to było tylko naprowadzenie na drogę prawdy lub półprawda.
-Zawsze lubiłaś jasne sytuacje- powiedział.
-Taką mam naturę.
-Oczywiście.
-Więc...-podsunęłam.
-Więc co?- zapytał.
Jak to co do diabła?
-Więc czego ode mnie chcesz?
-Dlaczego miałbym czegoś od ciebie oczekiwać?
-Każdy czegoś ode mnie chce.
Dosłownie każdy.
-Chciałem po prostu spotkać się z moją siostrą, tęskniłem za tobą.
Tęsknił? Nie wierzę w to.
-Więc mogę już iść?- zapytałam.
-Tak.
-Zaraz, zaraz. Ale chyba nie myślisz, że pozostanę w tej niewiedzy jeszcze chociażby minutę dłużej?
Co on sobie myślał? Chciałam wiedzieć. Chciałam go poznać, w końcu był moim bratem. Bratem, czy ja w to wierzę? Sama tego nie wiem.
Uśmiechnął się- Nie. Wiedziałem, że ciekawość prędzej czy później weźmie górę.
Może rzeczywiście był moją rodziną. Tak dobrze mnie znał. Albo potrafił czytać w myślach.
-Opowiesz mi?- zapytałam. Miałam nadzieje, że nie odmówi.
-Co chcesz wiedzieć?
-Wszystko.
Wszystko.
-Kochasz szczegóły.
Ja po prostu chcę wiedzieć.
-Tak. Szkoda tylko, że nikt nie raczy mi ich udzielać.
-Loyre, ludzie mówią ci wiele, musisz nauczyć się słuchać.
Wiele? Nic mi nie mówią. Każdy ma mnie gdzieś. Nie lubię się domyślać.
-Słucham. Słucham i nie otrzymuję interesujących mnie słów.
-Słuchaj. Wystarczy słuchać- powtórzył.
Słucham- pomyślałam.
-Kim jesteś?
-Twoim bratem.
-A gdybyś tak udzielił mi bardziej rozszerzonych informacji?
-Jestem twoim bratem. Wiesz o mnie wystarczająco wiele.
-Nic nie wiem!
Skąd miałam wiedzieć?
Nie miałam pojęcia.
-Dlaczego ty pamiętasz mnie, a ja ciebie nie?- zapytałam.
Ciekawiła mnie ta kwestia.
-Sama odpowiedz sobie na to pytanie.
-Nie potrafię.
-Potrafisz.
I to tyle jeśli chodzi o udzielanie informacji. Niczego się nie dowiedziałam.

--------------------------------------------


Do pokoju, w którym byłam ja i Jeean wszedł Peur. Jak zwykle z groźną miną i zabójczym wyglądem.
-Wracamy- powiedział do mnie.
-Dokąd?- zapytałam.
-Do domu.
-Jak to? Nie zostajemy tutaj?
-Nie.
-Dlaczego?
-To dom Jeean'a. Ty masz własny dom.
-To mój brat.
-Wiem. Chodź.
-Nie chcę z tobą iść.
-Nigdy cię nie słucha?- zapytał Jeean.
-Nie jest tak grzeczna jak mi opowiadałeś, kiedy prosiłeś o zajęcie się nią- odpowiedział Peur.
Ja miałabym być grzeczna?
-Gdybym powiedział ci prawdę nigdy nie zgodziłbyś się na opiekę nad nią.
Nie zgodziłby się? Szkoda, że Jeean nie powiedział mu prawdy.
Teraz ten elegancik nie przeszkadzałby mi na każdym kroku.
-Żegnaj, siostro- powiedział Jeean.
-Zaczekaj, nigdzie się nie wybieram.
Nie zamierzałam wracać do domu póki nie dowiem się prawdy.
Peur podszedł do mnie i chwycił mnie rękę ciągnąc za sobą.
-Ostrożniej, to moja siostra- powiedział Jeean.
-Spokojnie. Nic jej się nie stanie. Proszenie nic tu nie pomoże- odpowiedział Peur.
Dupek.
Wyszarpałam się z niechcianego uścisku i odepchnęłam Peur'a. Zachwiał się lekko.
Chyba go rozwścieczyłam. Znowu podszedł do mnie, tym razem złapał mnie za włosy i pociągnął w stronę wyjścia. To bolało.
-Puść mnie- krzyknęłam- To boli.
-Trzeba było zareagować na moje prośby.
-Bydlak.
Pociągnął mocniej.
-Dobrze- powiedział Jeean- Może zostać jeśli chce.
Puścił mnie.
-Możesz iść, Peur.
-Dziękuję. Mam nadzieję, że nie narobi większych szkód- powiedział Peur.
-Nie martw się, zajmę się nią.
Odszedł.
-Masz niesforny charakter- powiedział Jeean.
Nic nie odpowiedziałam. Wzruszyłam tylko ramionami. To było prawdą. Nigdy się nie poddawałam. W końcu dowiem się tego co chcę wiedzieć, obiecałam sobie.

--------------------------------------------

Nadeszła noc. Jeean znalazł dla mnie miejsce do spania w jednym ze swoich pokoi gościnnych. Nie był zbyt przestronny i nie podobało mi się jego wnętrze, ale mogłam w nim spać. Ściany były pomalowane na kolor ciemno zielony, a ten jeszcze mogłam znieść. Nie było tak źle, sypiałam już w gorszych warunkach.
Przed snem Jeean zaprosił mnie na kolację. Zresztą bardzo mi smakowało jego jedzenie. I poznałam nowe pomieszczenie w jego ''pałacu''. Była to kuchnia. Kuchnia w przeciwieństwie do innych pomieszczeń była duża. Nowoczesne urządzona, aczkolwiek nie wszystko w niej było obsługiwane przez automaty.
-To lepsze niż zimna pizza, która zjadasz u siebie, co?- zapytała Jeean podczas jedzenia kolacji.
-Skąd wiesz co robię u siebie w domu?- zapytałam zaskoczona.
Naprawdę potrafił czytać w myślach? Ale przecież o tym nie myślałam.
-Nie kontaktowałem się z tobą, ale to nie znaczy, że nie kontaktowałem się też z Peur'em.
-Zdawał ci pełne raporty z mojego życia?
-Coś w tym stylu- skwitował.
Nie dość, że wtrąca się do mojego życia to jeszcze opowiada o nim innym. Zabiję go.
I pomyśleć, że Jeean może znać każdy szczegół z mojego życia.
Nie byłam z tego zadowolona.
-I do czego potrzebne były ci te raporty?- zapytałam.
-Chciałem dowiedzieć się o tobie czegoś- odpowiedział.
Zdziwiła mnie ta odpowiedź. Myślałam, że zna mnie jak nikt inny.
-Więc nie znasz mnie?
-Znam. Ale przypuszczałem, że przez te dwadzieścia tysięcy pięćset lat dużo się zmieniło. Nie myliłem się.
-Wobec tego minęło już dwadzieścia tysięcy pięćset lat od naszego ostatniego spotkania?- załapałam.
-Tak.
Dwadzieścia tysięcy pięćset lat. Jak on może pamiętać tak długą odległość czasu? Dla mnie było to niemożliwe. Chciałabym pamiętać go chociaż w małym stopniu. Chociaż kilka nawet nieistotnych szczegółów. Kilka detali, które mogłyby mi uzasadnić pokrewieństwo z człowiekiem siedzącym teraz naprzeciwko mnie.
-Skąd wytrzasnąłeś szczura?- zapytałam.
-Kogo?
-Peur'a- powiedziałam.
-Ah. To mój przyjaciel.
-Nie wiedziałam, że Peur ma przyjaciół.
-Peur nie ma przyjaciół, to ja mam przyjaciela.
-Ufasz mu?- kolejne pytanie do Jeean'a.
-Tak, myślę, że jest godny zaufania.
-Ja nie.
Nie ufałam mu w żadnej sprawie.
-Ty nigdy nikomu nie zaufałaś.
Racja. Nigdy nie zaufałam i prawdopodobnie nie zaufam.
-Tobie też nie ufam- powiadomiłam.
-Wiem to. Spodziewałem się, że tak będzie.
Po kolacji udałam się do swojej tymczasowej sypialni. Nie było żadnych problemów, zasnęłam prawie od razu. Tej nocy byłam spokojniejsza. Jeszcze kilka godzin temu obawiałam się przed spotkaniem z tym człowiekiem, teraz już wiem kim jest. Właściwie nie wiem, bo nic o sobie nie mówi, ale poznałam go. Czego ja się spodziewałam, że odpowie na każde moje pytanie zgodnie z prawdą, że opowie całą historię swojego życia? Nikt o sobie nie opowiada, nie mogę myśleć, że on będzie inny. Nikt się ze mną nie liczy. Każdy szuka prawdy, a ci, którzy ją znajduję zachowują ją dla siebie.

--------------------------------------------

Noc przebiegła spokojnie, ale za to pobudka nie była zbyt przyjemna. Kiedy się obudziłam zamiast ciemnozielonego koloru ściany w pokoju Jeean'a i światła słonecznego wpadającego przez okno zobaczyłam tylko ciemność. Ciemność i nic więcej. Nie wiedziałam gdzie się znajduję. Nic nie widziałam. Żadnego okna, żadnego, nawet najmniejszego światełka. Nawet jednej smugi. Co jest?!
Próbowałam się podnieść, ale nie mogłam. Coś mi na to nie pozwalało. Nie mogłam wykonać żadnego ruchu. Krzyknęłam. Dźwięk mojego głosu rozniósł się echem po całym pomieszczeniu. Nikt nie zareagował. Byłam tam sama. Ale co się stało? Jakim cudem się tu znalazłam? Pamiętam, że jeszcze niedawno byłam w domu Jeean'a. Moja pamięć nie jest świetna, ale potrafię zapamiętać co robiłam kilka godzin temu. Chwileczkę- spałam. A więc może to tylko zły sen? Poczekam spokojnie aż się obudzę. Czekałam. Żadne przebudzenie nie nastąpiło. Zamiast tego głowa zaczęła mnie boleć jak nigdy wcześniej. Nie mogłam podnieść ręki by ją rozmasować. Zaczęłam się szarpać. To nic nie pomogło. Syzyfowa praca. Mogłam tylko czekać. Ale na co czekać? Na śmierć? Oby była szybka i bezbolesna. Nie wiem jak długo tak trwałam, ale wydawało mi się to wiecznością. A gdzie jest Jeean?

Nagle zobaczyłam gdzieś w oddali małe światełko. Latarka? Możliwe. Chyba zaczęłam dostrzegać jakąś figurę. Z czasem jak się zbliżała pojawiało się coraz więcej światła. Po krokach rozpoznałam, że nie był to człowiek. Albo demon, albo wampir albo jakaś inna postać magiczna, ale na pewno nie człowiek. Postać dotarła przede mnie. Wreszcie zobaczyłam kto to jest.
-Peur?!- krzyknęłam.
Niemożliwe! Albo miałam zwidy albo zobaczyłam Peur'a.
-Tak. Nic teraz nie mów, inaczej czary nie zadziałają- odpowiedział.
-Jakie czary?!
-Przecież muszę cię stąd wydostać.
Jeżeli chce mi pomóc to lepiej zamilczeć i wykonywać jego polecenia. Wydostanie się z tego czegoś w tej chwili było moim największym marzeniem.
Peur zaczął wypowiadać swoje zaklęcia. Czasem zazdrościłam mu tych jego mocy, przydałyby mi się. Z każdym kolejnym słowem zaklęcia czułam się coraz swobodniej. W końcu ''skorupa'' oplatająca moje ciało opadła. Ucieszyłam się, znowu byłam wolna. Mogłam się ruszać.
-Co się stało?- zapytałam Peur'a.
-Właśnie z tego powodu chciałem, żebyś wróciła do swojego domu. Jest chroniony zaklęciem. Jakiekolwiek inne miejsce, w którym nie czuwasz jest dla ciebie niebezpieczne. Jeean nie upilnował cię wystarczająco. Następnym razem, proszę, posłuchaj mnie jeśli powiem, że masz wrócić ze mną.
Wydawało mi się czy usłyszałam z jego ust słowo ''proszę''?
-Ale co się stało?
To było tylko trzy czwarte odpowiedzi na moje pytanie. Nadal nie wiedziałam jak i dlaczego się tu znalazłam.
-Znajdujesz się w Krainie Ciemnych Dusz.
-Tak, to zauważyłam.
I?
-Zostałaś porwana.
-Przez kogo?
-Przez mieszkańców tej krainy.
-Czyli?
-Heodigrothinoow.
-Co to za stworzenia?
-To nie stworzenia. To dusze wszystkich złych wampirów, demonów, istot wszystkich krain i wtajemniczonych w magię ludzi.
-Oh. Co teraz?
-Teraz musisz znaleźć sposób żeby się stąd wydostać.
-A ty?
-Ja już swoje zrobiłem.
-Chyba mnie tu nie zostawisz?!
-Do zobaczenia.
-Zaczekaj!
Zniknął. Jak zwykle, znika w momentach, w których najbardziej go potrzebuję. Nie pozostawało mi nic innego niż rozpoczęcie poszukiwań drogi do domu. Cholera! A mogłam wrócić wczoraj z Peur'em. Teraz jadłabym śniadanie w moim przytulnym domu, a zamiast tego tkwię w jakiejś Krainie Ciemnych Dusz i nie mam pojęcia jak się z niej wydostać. No właśnie...nie wiem jak się stąd wydostać, i to jest w tym wszystkim najgorsze. Dobra, jeśli będę siedzieć tutaj i żałować wczorajszego wieczoru to tutaj zginę. Mogłabym też modlić się i prosić wszystkie bóstwa o litość, problem w tym, że nie wierzę w żadnych Bogów.
Podniosłam się z podłogi i ruszyłam przed siebie gdzieś w stronę...no tak, trudno jest tutaj wyznaczyć kierunki. Szłam gdzieś przed siebie. Peur, idź do diabła! Czy ty każesz mnie za to, że cię wczoraj nie posłuchałam? Ty przeklęta magiczna istoto!
Chcę mi się pić i jestem zmęczona. Kto wie ile już się tak włóczyłam. A gdzie są te istoty z tego królestwa? Te, jak im tam, Heodigrothiny. Może lepiej żebym ich nie spotkała. Ale z moim nieszczęściem z pewnością je spotkam i to wcale nie będzie miłe spotkanie.
Spojrzałam przed siebie. Zobaczyłam źródełko.
-Źródełko!- krzyknęłam uradowana.
Tak chciało mi się pić, że już nawet nie sprawdzałam czy woda jest zdatna do spożycia. Po prostu podbiegłam do niej i zaczęłam pić. Kiedy ugasiłam swoje pragnienie poczułam się jeszcze bardziej głodna. Trzeba na coś zapolować. Robi się ciemno. Jestem w Krainie Ciemnych Dusz, wnioskuję, że noce są tutaj niezwykle mroczne. Pewnie nawet nie ma tutaj księżyca. Gdy tylko nadeszła noc moje spekulacje okazały się prawdziwe. Wolałabym się pomylić. Czasem źle jest mieć rację.
W moim przypadku to zawsze źle wróży.
Znalazłam jakąś pustą jaskinię i znalazłam w niej miejsce na nocleg. Zdecydowanie bardziej wolałam łóżko w mieszkaniu Jeean'a. Jego wszystkie pokoje, nawet kolor ścian był świetny. Ale dobrze, że w ogóle mam gdzie spać. Zasnęłam.
Obudziłam się rano o piątej. Nie mogłam już spać. Na zewnątrz było jeszcze ciemno. Udałam się pod źródełko, chciałam się napić wody. Niestety, nie miałam okazji. Zamiast źródła z wodą zastałam źródło z krwią. Cała okolica była pokryta jej szkarłatnym kolorem. Ile jeszcze niespodzianek mnie spotka?
Po chwili spostrzegłam wyrastające z ziemi postacie. Nie byli to ani ludzie, ani istoty magiczne, ani wampiry, więc co to było? Heodigrothiny! Ale czym były te Heodigrothiny? Z pewnością nie były moimi przyjaciółmi. Zakwalifikowałam je do kategorii ''wrogowie''. Nie miałam ani ochoty ani siły na walkę.
Potwory były całe pokryte posoką, ich twarze zakrywał czarny kaptur peleryny, która sięgała aż za kostki. Widziałam tylko żarzące się oczy, które wpatrywały się we mnie z zamiarem zabicia, spalenia, zjedzenia? Albo wszystkiego naraz. Ewidentnie nie byłabym sobą, gdybym od razu pozwoliła się pokonać. Monstrum powoli zaczęły podchodzić do mnie. Nie wiedziałam czy uciekać czy pokazać im swoją odwagę. Pierwsza opcja była bardziej kusząca, ale z niej nie skorzystałam. Nadal tam stałam. Czego chciały ode mnie te upiory?
-Czego chcecie?- odważyłam się zapytać.
-Ciebie- odpowiedział jeden z potworów mrożącym krew w żyłach głosem.
-Mnie?
-Potrzebujemy ciebie- odpowiedział.
-Kim jesteście?- domyślałam się, ale lepiej się upewnić, na wszelki wypadek.
-Jesteśmy Heodigrothiny- potwierdził moje obawy.
-Chcecie mnie zabić?- spytałam z nadzieją na odpowiedź 'nie'.
-Nie chcemy, ale jeśli będzie to konieczne zrobimy to bez wahania. Jesteśmy potworami, żywimy się krwią, twoja śmierć byłaby dla nas przyjemnością. Nie zależy nam na twoim życiu, ale Władca rozkazał przyprowadzić cię do niego. Jesteś mu do czegoś potrzebna- wyjaśnił.
-A jeśli z wami nie pójdę?
-Zabierzemy cię siłą, ale uprzedzam, to nie będzie przyjemne.
Dobra. Trzeba podjąć jakąś decyzję. Jeśli z nimi nie pójdę zabiją mnie teraz, a jeśli pójdę zabiją mnie kiedy minie termin mojej przydatności. Tak czy tak, zginę.
-Zgoda. Gdzie jest wasz władca?- powiedziałam.
-Zaprowadzę cię.
Wyciągnął do mnie swoją ohydną, ociekającą krwią, poharataną łapę. Z wielką niechęcią podałam mu swoją, co miałam zrobić? Juz za późno na ucieczkę.
Wszystkie szkaradztwa zaczęły wrastać z powrotem w ziemię, z której wcześniej wyrosły. Wraz z nimi ja trzymając jedno z tych dziwactw za rękę. Jeżeli to coś można było nazwać ręką. Zamknęłam oczy. Obawiałam się tego co mogłam za chwilę ujrzeć.
Kiedy otworzyłam oczy stałam na środku wielkiej sali, a przede mną siedział jakiś możnowładca na wielkim fotelu całym z jasnoniebieskich diamentów. Wyglądał jak prawdziwy Władca wielkiego królestwa. Jego wygląd nie był tak odrażający jak tamtych monstrum, wręcz przeciwnie- wyglądał elegancko, gdyby się normalnie ubrał niewtajemniczeni w magię ludzie z mojego świata pewnie potraktowaliby go jak zwykłego człowieka.
-Witam, cię Loyre, w moim królestwie- powiedział miłym tonem, jakby wcale nie zamierzał mnie krzywdzić.
Skąd wszyscy znają moje imię? Czy mam napisane na czole ''Jestem Loyre''?
-Witam- odpowiedziałam.
Czy powinnam mu się ukłonić? Po moim trupie!
-Wreszcie jesteś- powiedział.
-Oczekiwałeś na mnie?
-Tak. Czekałem tysiące tysięcy lat aż opuścisz swoje bezpieczne mieszkanie chronione zaklęciami mojego brata, a ja wtedy będę mógł wysłać po ciebie moich Heodigrothinoow.
-Kogo masz na myśli mówiąc 'brata'?
-Peur'a.
Co? Peur bratem władcy tego czegoś? Nigdy go nie szanowałam ani nie lubiłam, ale teraz znienawidziłam go do tego stopnia, że przy następnej okazji go zabiję. Przysięgam. Dlaczego ten frajer mi nie powiedział, że ma brata? Mało tego, jego brat próbuje mnie wykorzystać do swoich celów, a potem zabić. Wcale bym się nie zdziwiła gdyby się okazało, że Peur też ma w tym swój udział. Jak mógł mi nie powiedzieć? Pieprzona szuja! Niech ja go tylko spotkam, niech on tylko do mnie przyjdzie. Znosiłam go, pomagałam mu, nie wyeliminowałam go, chociaż był szkodnikiem. Ciekawe czy Jeean o tym wie, bo jeśli wie i mi nie powiedział, to jest następną osobą na mojej liście do zlikwidowania.
-Nie bądź na niego zła, chciał cię chronić- odezwał się możnowładca.
Nie powiadomienie o niebezpieczeństwie nazywa ochroną?
-Jest naprawdę świetną ochroną- zakpiłam- Nie powierzyłabym mu nawet pijanego kota pod ochronę, kto tu mówi o ochronie mnie.
-O lepszej ochronie nie można marzyć. Nie oceniaj wszystkiego po jednej wpadce. Tylko raz popełnił błędną decyzję.
-A przez ten jeden raz zginę.
-Nie zamierzam cię zabić- stwierdził.
Nie ufam mu.
-A czego ty właściwie ode mnie oczekujesz?
-Współpracy.
-W jakie sprawie?
-Dowiesz się wkrótce.
Super. Nie dość, że mnie tu sprowadził i czegoś ode mnie chce, to jeszcze muszę czekać na informację co to jest.
-Chcę wiedzieć teraz- powiedziałam.
-Cieszę się.
-Z czego?
-Z tego, że masz tak uparty charakter, to jest mi właśnie potrzebne, jednak teraz odpuść, bo nie otrzymasz odpowiedzi.
-Dlaczego?
-To za wcześnie- odparł.
-Nie, to świetny moment.
Nic nie odpowiedział, zawołał jednego ze swoich sług i kazał mu zaprowadzić mnie do czystej komnaty.
-Loyre, przybądź jutro do mnie kiedy wstaniesz, dobrze?- powiedział.
-Dobrze.
-Wyśmienicie. Teraz mój sługa zaprowadzi cię do łazienki i twojego pokoju, przyda ci się odświeżenie.
O tak, też byłam tego zdania.
-Prowadź- rozkazałam słudze.
-Zaraz, zaraz- zawołał władca- To ja tu wydaję rozkazy.
Teraz będzie jeszcze jedna osoba od rozkazywania- pomyślałam.
Lepiej nie mówić tego na głos, władca mógłby to źle odebrać.

5 komentarzy:

  1. Prolog mnie zaciekawił, rozdział nie jest idealny, ale całkiem, całkiem. :) Pomysł ciekawy, ale musiałabyś popracować nad stylem pisania. Całkiem ładnie Ci wyszło to opowiadanko, ale jest trochę za dużo dialogów, za mało opisów. Za często dajesz także znaki zapytani, pytania retoryczne. Rozumiem, że chcesz wzbudzić zaciekawienie, ale bez przesady. ;)Duży plus za to, że rozdział jest długi i występuje w nim stosunkowo niewiele błędów. Życzę weny, na pewno jeszcze tutaj wpadnę.
    Pozdrawiam, Ari.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci za komentarz, postaram się zastosować do twoich rad i poprawić swoje błędy, mam nadzieję, że następny rozdział będzie lepszy.

      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Ładny wygląd i wgl. opowiadanie the best! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo. Miło mi, że ci się podoba.

      Usuń
  3. Bardzo mi sie podoba to opowadanie;]Natka

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz ♥
Proszę o nie zostawianie linku do swojego bloga czy czegokolwiek innego w komentarzu, ponieważ do tego służy zakładka 'Spam'.